"Z hindi na polski". Mój początek przygody z jogą śmiechu
Będąc w Indiach, nie mogłam nie sprawdzić na czym polega joga śmiechu. Pewnego poranka tuż przed świtem wybrałam się na plażę Chowpatty Beach, oddaloną zaledwie o 4 km od mojego hotelu. O tej ciekawej formie terapii dowiedziałam się od Piotra Bielskiego, polskiego jogina śmiechu, którego gościliśmy na spotkaniu w halo! Rybnik. Teraz zdaję sobie sprawę, że w Mumbaju przez zwykły przypadek udało mi się poznać jednego z dwóch prekursorów jogi śmiechu na świecie! Wystarczyło tylko w Google Maps wpisać „Mumbai, laughter yoga”. Po tej historii dochodzę jednak do wniosku, że przypadków nie ma.
Jakże duże było moje zaskoczenie, gdy o godz. 6.20 wysiadłam z taksówki i zobaczyłam tłum ludzi uprawiających jogging. Na plaży wesoło powitało mnie stadko bezpańskich psów, które miały ochotę porwać moją butelkę wody, stanowiącą interesujący obiekt do aportowania. Tuż obok grupa ludzi ćwiczyła w rytm skocznej muzyki. Po chwili pojawił się mój nauczyciel – Kishore Harkisandas Kuvavala, jeden z pionierów jogi śmiechu, piastujący od 1996 r. stanowisko najpierw wice, a potem prezesa Priyadarshani Laughter Club (www.facebook.com/kishore.h.kuvavala, www.essenceoflaughter.com).
Rześki 73-latek wdrożył mnie w arkana jogi śmiechu. Jak się okazało, właśnie rozpoczęto kurs skierowany m.in. do przyszłych instruktorów. Poznałam podstawy tej ciekawej metody i zasady dobroczynnego działania śmiechu na organizm, którego główną zaletą jest skuteczna eliminacja stresu. W kursie brała udział spora liczba uczestników, których średnia wieku była w okolicach 60. roku życia. Miałam przyjemność poznać bezpośrednio od kilku 80-latków dowody na zbawienny wpływ jogi śmiechu na stan ich zdrowia. To, czego się dowiedziałam, przekonało mnie, że ta niezwykle prosta metoda jest równocześnie bardzo skuteczna.
Kolejnego dnia zaprosiłam na kurs Beatę. Jako już w pewnym stopniu „doświadczona” uczestniczka, miałam tłumaczyć przyjaciółce na język polski zasady ćwiczeń oraz teorię wykładaną przez prowadzącego. Jednakże mistrz ceremonii chyba zapomniał o tym, że nie znam hindi. Tak więc stałam się samowolną tłumaczką. Jak się jednak okazało, dużo udało mi się wyłapać z mowy ciała oraz kilku słów i zwrotów angielskich, jakie pojawiały się co jakiś czas w przemowie.
Hindi do mnie przemówiło na tyle skutecznie, że od niedawna rozpoczęłam naukę tego ciekawego języka.